W odmętach kawy czuję
jakby czystą morfinę
W projekcji powstają myśli
jakby kolejne halucynacje
W ustach czuję suszę
jakby dziwną niewolę
O Drogi Narkotyku
ja już nie wiem czy
to ja pożeram Ciebie
czy Ty mnie
czy to Ty zabijasz mnie
czy ja Ciebie
Pieszczę nieczule własne myśli
chyba nie istniejesz
Pieszczę agresywnie moje słowa
chyba mi brakuje
Pieszczę obojętnie mechaniczne gesty
chyba nie pamiętam
O Droga Rozpusto
ja już nie wiem czy
pragnę Cię jeszcze bardziej
czy Ty mnie
czy to Ty uzależniasz mnie
czy ja Ciebie
Krwiobieg
Rytmicznym gestem rozcinam żyłę
wypływa smolista maź
powinnam coś czuć
Omotała mnie narcystyczna obojętność
chyba uroniła łzę
czy to przyzwyczajenie?
Ospale dotykam aksamitu skóry
ranią mnie kamienie
powinnam się uśmiechnąć
Ogarnęło mnie bezsensowne myślenie
chyba coś drgnęło
czy to wymuszone?
Moje myśli uciekają
do pustki
Moje serce zniknęło
do nicości
Flegmatycznie grzeszę przed światem
uchodzi resztka człowieka
powinnam się wstydzić
czy to kłamstwo?
Niewinnie pochłania mnie zguba
wpadam w ciemność
powinnam się bać
Zapadam w kolejną hibernację
chyba mi smutno
czy to założenie?
Moje słowa przepadły
w dymie
Moje spojrzenie umarło
w krzyku
Płomień
Pal się dla mnie całą noc
i nie bój się
poszarpaną dłonią Cię osłonię przed księżycem
proszę, zamknij powoli oczy
może i cały świat zniknie
ale jestem tu
Mów do mnie pod niebem
i śmiej się
postrzelonym ramieniem Cię obronię przed ciemnością
proszę, cicho się połóż
może i będziesz dużo niżej
ale jestem tu
Trudno się przyznać do lustra
że właśnie Ty
sprawiasz, że oddycham
Trudno krzyknąć w pustej kopule
że właśnie Ty
sprawiasz, że chcę
Trudno samemu mimowolnie pomyśleć
że właśnie Ty
sprawiasz, że żyję


